piątek, 27 marca 2015

Rozdział osiemnasty – „Nowe miejsce”

I wiem, że los mi otwiera drzwi.” [2]
1 luty 2011 r.
            Arletta nawet nie wiedziała kiedy minęło ponad dwa tygodnie od jej przyjazdu do Modeny. Wszystko działo się w zastraszająco szybkim tempie. Poznawanie miasta, ludzi, ogarnięcie planu zajęć a także wydziału. Czuła się jakby wpadła w sam środek tornada. Nie miała nawet kiedy porozmawiać przez video rozmowę z przyjaciółkami. Musiały wystarczyć im zwyczajne wiadomości na komunikatorze, który Polka uruchamiała tylko wieczorami gdy zasiadała do kolacji. Mentalność Włochów była zupełnie inna od wiecznie śpieszących się Polaków. Tu nikt się niczym nie przejmował, wszystko było robione ze stoickim spokojem i ciągle powtarzanym „con calma” [1]. Początkowo Mielewskiej ciężko było się do tego przyzwyczaić. Nauczona i przyzwyczajona do zupełnie innego trybu życia nie mogła się odnaleźć. Nawet na imprezy chodziło się tu dopiero chwilę po północy. Jednak cieszyła się, że podjęła decyzję taką a nie inną. Mogła w praktyce wykorzystać swój drugi język, a także poznać wiele nowych osób. Oczywiście, że tęskniła z Kają i Alicją, bratem i rodzicami. Brakowało im jej, bo nie mogła w każdej chwili wyciągnąć telefonu i się z nimi skontaktować.
Na dodatek odczuwała tęsknotę za Zbyszkiem. Brakowało jej jego zielonych oczu i tego charakterystycznego dla niego poczucie humoru. Żaden inny męski głos nie wprawiał jej serca w przyśpieszone bicie i nikt nie doprowadzał ją do takiego szaleństwa samym dotykiem nawet przy zwykłym powitaniu. Czasami łapała się na tym, że wybijała treść wiadomości do niego, ale w odpowiednim momencie wycofywała się. Obiecała sobie, że już nigdy więcej go nie skrzywdzi, a taka wiadomość mogłaby to zrobić. Zasługiwał na kogoś kto będzie go szanował i przeleje całą swoją miłość tyko na niego. Ona była egoistką. Myślała gównie o sobie. Liczyło się tylko jej własne ja. I chociaż dla osób, które kochała i szanowała była w stanie zrezygnować ze swoich planów tu cena była zbyt wysoka by móc bez większych wątpliwości pójść za głosem serca.
I wiem, że los mi otwiera drzwi.
Chciałabym porównać to do Ciebie dziś.
Rozglądam się dokoła i..
W moim świecie nie ma nic, jak Ty!
Jak Ty! [2]
Była pewna, że gdyby Zbyszek dostał propozycję gry w innym klubie poza granicami kraju nie zastanawiałby się nawet chwili tylko podpisał kontrakt a ją poinformowałby o tym po fakcie dokonanym. Byli zbyt wielkimi indywidualnościami by żyć w takim związku. Potrzebowali kogoś kto byłby w stanie bardziej zrezygnować z siebie niż oni sami ze swoich planów.
Oczywiście była wtedy egoistką, choć może odrobina egoizmu jest niezbędna, żeby świat do końca nie stracił swojego uroku. [3]
            - Nina! – Większość włoskich kolegów i koleżanek  używało jej drugiego imienia ze względu na trudności z wymówieniem pierwszego. Nie mogła się do tego przyzwyczaić, więc często po prostu na to nie reagowała. – Jest praca – to Andrea, który był przewodniczącym kółka dziennikarskiego zatrzymał ją nim opuściła wydział.
            - Jaka? – Od początku przyłączyła się do nich, bo przecież miała zdobywać doświadczenie. A kółko często dostawało zaproszenia od klubu siatkarskiego, który uczestniczył w najwyższych rozgrywkach włoskiej ligi [4].
            - Mamy dwie wejściówki na mecz Modeny. Sprawdzimy jak się masz w roli dziennikarza. Liczymy na ciekawy wywiad – rzucił Andrea, gdy zostawił w jej rękach jedną akredytację i odszedł do samochodu, którym przyjechał.
            Arletta nie wierzyła w to co się właśnie stało. Ona nigdy nawet w Warszawie czegoś takiego nie robiła, a co dopiero w obcym kraju i w innym języku. Spojrzała na datę, która widniała na wydrukowanej kartce papieru. Za dwa dni. Miała tylko 48 godzin by ogarnąć obecnych zawodników klubowych jak i wszelką historię rozgrywek tego sezonu.
            - Zapowiadają się wesołe noce – mruknęła do siebie i skierowała swoje kroki w stronę mieszkania, gdzie wynajmowała pokój.
3 luty 2011 r.
            Arletta speszona weszła do środka hali w Modenie. Przełknęła niepewnie ślinę i niepewnie pokazała ochroniarzowi akredytację. Bez żadnego słowa została wpuszczona tam gdzie normalni kibice nie mają prawa wejścia. Znalazła wolne miejsce i usiadła z postanowieniem żeby nie ruszać się już nigdzie. Z torebki wyjęła dyktafon oraz notes, w którym zanotowała kilka najważniejszych faktów. Zawodnicy powoli zaczęli pojawiać się na boisku i rozgrzewać. Kibice też zapełniali powoli trybuny.
            Dziewczyna od razu zauważyła, że w gorącej Italii ludzie przychodzący na mecze tak samo jak w Polsce kochają siatkówkę i chcą przede wszystkim oglądać świetne widowisko. Okazują spory szacunek dla drużyny przyjezdnej. Wszystko wyglądało tak jak powinno. Nie bez powodu przecież od dobrych kilku lat to włoska liga uważana była za jedną z najlepszych, a to wszystko głównie z powodu pieniędzy, które oferowano tam zawodnikom za granie. Jednak złote czasy dla tego sportu w tym kraju powoli zmierzały ku końcowi. Nie było to jeszcze tak widoczne żeby odstraszać największe gwiazdy, ale z pewnością włodarze klubowi wiedzieli, że ich złote czasy szybko się skończą gdy nie będą wstanie zaoferować swoim gwiazdom odpowiednio wysokich kontraktów.
Pieniądze dają ci władzę nad umysłami innych. [5]
Arletta jako pierwszy swój włoski mecz za bandami reklamowymi dostała pięciosetowy bój wygrany przez drużynę z Modeny. To co działo się później przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Ludzie zaczęli rzucać się sobie w ramiona a dziennikarze natychmiast podeszli do wyznaczonej strefy. Polka zauważyła kątem oka dziewczynę z klubu dziennikarskiego jej uniwersytetu pomachała jej, ale jej koleżanka nie odwzajemniła gestu. Odwróciła się w lewo by zrobić miejsce pewnej starszej pani i wpadła na coś twardego, a raczej na kogoś. 
- Wszystko w porządku? – usłyszała po angielsku, gdy czyjeś ramiona uchroniły ją przed upadkiem, a ona poczuła dziwny uścisk w żołądku. Spojrzała w górę i zobaczyła zielone tęczówki, chociaż o jeden odcień jaśniejsze niż te do których przywykła. 
- Tak, chyba  tak – odpowiedziała niepewnie i spojrzała na ręce siatkarza, które dalej ją trzymały. 
- Przepraszam. 
- To ja przepraszam. Musze patrzeć jak chodzę. – Mężczyzna miał już odejść, gdy zawołała za nim. – A mogę liczyć na mały wywiad? – spytała z uśmiechem, któremu nie oparłby się żaden mężczyzna. 
- Jasne – zgodził się bez problemu. 
- Arletta Mielewska – przedstawiła się i włączyła dyktafon. 
- Matt Anderson – w zwyczaju miał przedstawiać się każdemu dziennikarzowi. 
[...] przypadkowe spotkanie jest czymś najmniej przypadkowym w naszym życiu [...]. [6] 
________________________
[1] Tłumaczenie: Spokojnie
[2] Liber & Natalia Szroeder – „Porównania”
[3] Matt Haig
[4] Lekko to przyśpieszyłam.
[5] Vikas Swarup
[6] Julio Cortazar 
_________________________
Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo Arletta działa mi na nerwy. Jej zachowanie jest zupełnym przeciwieństwem mojego, ale chyba na tym też to polega: stworzyć postać, która będzie denerwować autorkę, bo przecież nie zawsze można kochać wszystkich.
Najbardziej lubię Kaję ;), bo chyba jest mi najbliższa pod względem zachowania.
A jakie są Wasze typy?
Jeszcze tylko jeden.
Lady Spark 

4 komentarze:

  1. Dlaczego nie mogłaś wrzucić tego Zbyszka do Modeny no! A nie, lepiej jakieś obściskiwanie z Mattem :P
    Tak, Arleta strasznie mnie wkurzała w czasie, gdy trzymała wyjazd w tajemnicy przed Zbyszkiem. Na chwilę obecną trochę przeczy sama sobie. Czuje coś do niego, tęskni, a jednak nic nie zrobiła, żeby zmienić sytuację. Wolała go porzucić.
    Z nich trzech chyba też najbardziej lubię Kaję ;) najbliższa tobie, najbliższa mi. W końcu jesteśmy grzecznymi, cichymi, pomocnymi dziewczynami ^^
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakie obściskiwanie?! Wpadł na nią! To jego wina!
      Nie tylko Ciebie denerwowała, ale mówię sukcesem jest stworzenie głównej postaci, która będzie Cię denerwować i nie zabicie jej w przypływie bezsilności ^^
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  2. No wiecie Wy co! A przecież Arletta ze Zbyszkiem mieli tworzyć taką wspaniałą parę, a tutaj teraz wyskakuje sobie taki Matju jak Ivan z szafy! Ty widziałaś jak to się odbiło na Serbie i chcesz, żeby teraz jeszcze Anderson jakiś głupich głupotek narobił? Ale szkoda mi Zbyszka wiesz! Bo co on biedny może Arlecie zaproponować oprócz wycieraczki? Anderson to przynajmniej ma tam swoje metrowe szczęście kwadratowe w jakiś szafce, a Zbysiu co? Zbysiu nawet śpi przed drzwiami, a nie tak jak Metju za drzwiami! Zbysiu chodź... Możdżon uciekł do Turcji, to przynajmniej ja mogę mu teraz piwnice zaproponować!

    Mi też najbardziej przypadła do gustu Kaja i jej i Miśkowi mocno kibicuję!

    Buźka :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mieli, ale nie stworzą. Z jakiej szafy?! Wiesz co?! Kolejny nóż prosto w serce! Wyjdź!

      Usuń

Szablon wykonany przez Lady Spark