„I wiem, że los mi otwiera drzwi.” [2]
1 luty 2011 r.
Arletta nawet nie wiedziała kiedy minęło ponad dwa
tygodnie od jej przyjazdu do Modeny. Wszystko działo się w zastraszająco
szybkim tempie. Poznawanie miasta, ludzi, ogarnięcie planu zajęć a także
wydziału. Czuła się jakby wpadła w sam środek tornada. Nie miała nawet kiedy
porozmawiać przez video rozmowę z przyjaciółkami. Musiały wystarczyć im
zwyczajne wiadomości na komunikatorze, który Polka uruchamiała tylko wieczorami
gdy zasiadała do kolacji. Mentalność Włochów była zupełnie inna od wiecznie
śpieszących się Polaków. Tu nikt się niczym nie przejmował, wszystko było
robione ze stoickim spokojem i ciągle powtarzanym „con calma” [1]. Początkowo
Mielewskiej ciężko było się do tego przyzwyczaić. Nauczona i przyzwyczajona do
zupełnie innego trybu życia nie mogła się odnaleźć. Nawet na imprezy chodziło
się tu dopiero chwilę po północy. Jednak cieszyła się, że podjęła decyzję taką
a nie inną. Mogła w praktyce wykorzystać swój drugi język, a także poznać wiele
nowych osób. Oczywiście, że tęskniła z Kają i Alicją, bratem i rodzicami.
Brakowało im jej, bo nie mogła w każdej chwili wyciągnąć telefonu i się z nimi
skontaktować.
Na
dodatek odczuwała tęsknotę za Zbyszkiem. Brakowało jej jego zielonych oczu i
tego charakterystycznego dla niego poczucie humoru. Żaden inny męski głos nie
wprawiał jej serca w przyśpieszone bicie i nikt nie doprowadzał ją do takiego
szaleństwa samym dotykiem nawet przy zwykłym powitaniu. Czasami łapała się na
tym, że wybijała treść wiadomości do niego, ale w odpowiednim momencie
wycofywała się. Obiecała sobie, że już nigdy więcej go nie skrzywdzi, a taka
wiadomość mogłaby to zrobić. Zasługiwał na kogoś kto będzie go szanował i
przeleje całą swoją miłość tyko na niego. Ona była egoistką. Myślała gównie o
sobie. Liczyło się tylko jej własne ja. I chociaż dla osób, które kochała i
szanowała była w stanie zrezygnować ze swoich planów tu cena była zbyt wysoka
by móc bez większych wątpliwości pójść za głosem serca.
I wiem, że los mi otwiera drzwi.
Chciałabym porównać to do Ciebie dziś.
Rozglądam się dokoła i..
W moim świecie nie ma nic, jak
Ty!
Jak Ty! [2]
Była
pewna, że gdyby Zbyszek dostał propozycję gry w innym klubie poza granicami
kraju nie zastanawiałby się nawet chwili tylko podpisał kontrakt a ją
poinformowałby o tym po fakcie dokonanym. Byli zbyt wielkimi indywidualnościami
by żyć w takim związku. Potrzebowali kogoś kto byłby w stanie bardziej
zrezygnować z siebie niż oni sami ze swoich planów.
Oczywiście była wtedy egoistką, choć może odrobina
egoizmu jest niezbędna, żeby świat do końca nie stracił swojego uroku. [3]
- Nina! – Większość włoskich kolegów
i koleżanek używało jej drugiego imienia
ze względu na trudności z wymówieniem pierwszego. Nie mogła się do tego
przyzwyczaić, więc często po prostu na to nie reagowała. – Jest praca – to
Andrea, który był przewodniczącym kółka dziennikarskiego zatrzymał ją nim
opuściła wydział.
- Jaka? – Od początku przyłączyła
się do nich, bo przecież miała zdobywać doświadczenie. A kółko często dostawało
zaproszenia od klubu siatkarskiego, który uczestniczył w najwyższych
rozgrywkach włoskiej ligi [4].
- Mamy dwie wejściówki na mecz
Modeny. Sprawdzimy jak się masz w roli dziennikarza. Liczymy na ciekawy wywiad
– rzucił Andrea, gdy zostawił w jej rękach jedną akredytację i odszedł do
samochodu, którym przyjechał.
Arletta nie wierzyła w to co się
właśnie stało. Ona nigdy nawet w Warszawie czegoś takiego nie robiła, a co
dopiero w obcym kraju i w innym języku. Spojrzała na datę, która widniała na
wydrukowanej kartce papieru. Za dwa dni. Miała tylko 48 godzin by ogarnąć
obecnych zawodników klubowych jak i wszelką historię rozgrywek tego sezonu.
- Zapowiadają się wesołe noce –
mruknęła do siebie i skierowała swoje kroki w stronę mieszkania, gdzie
wynajmowała pokój.
3 luty 2011 r.
Arletta speszona weszła do środka
hali w Modenie. Przełknęła niepewnie ślinę i niepewnie pokazała ochroniarzowi
akredytację. Bez żadnego słowa została wpuszczona tam gdzie normalni kibice nie
mają prawa wejścia. Znalazła wolne miejsce i usiadła z postanowieniem żeby nie
ruszać się już nigdzie. Z torebki wyjęła dyktafon oraz notes, w którym
zanotowała kilka najważniejszych faktów. Zawodnicy powoli zaczęli pojawiać się
na boisku i rozgrzewać. Kibice też zapełniali powoli trybuny.
Dziewczyna od razu zauważyła, że w
gorącej Italii ludzie przychodzący na mecze tak samo jak w Polsce kochają
siatkówkę i chcą przede wszystkim oglądać świetne widowisko. Okazują spory
szacunek dla drużyny przyjezdnej. Wszystko wyglądało tak jak powinno. Nie bez
powodu przecież od dobrych kilku lat to włoska liga uważana była za jedną z
najlepszych, a to wszystko głównie z powodu pieniędzy, które oferowano tam
zawodnikom za granie. Jednak złote czasy dla tego sportu w tym kraju powoli
zmierzały ku końcowi. Nie było to jeszcze tak widoczne żeby odstraszać
największe gwiazdy, ale z pewnością włodarze klubowi wiedzieli, że ich złote
czasy szybko się skończą gdy nie będą wstanie zaoferować swoim gwiazdom
odpowiednio wysokich kontraktów.
Pieniądze dają ci władzę nad umysłami innych. [5]
Arletta jako pierwszy swój włoski mecz za bandami reklamowymi dostała pięciosetowy bój wygrany przez drużynę z Modeny. To co działo się później przerosło jej najśmielsze oczekiwania. Ludzie zaczęli rzucać się sobie w ramiona a dziennikarze natychmiast podeszli do wyznaczonej strefy. Polka zauważyła kątem oka dziewczynę z klubu dziennikarskiego jej uniwersytetu pomachała jej, ale jej koleżanka nie odwzajemniła gestu. Odwróciła się w lewo by zrobić miejsce pewnej starszej pani i wpadła na coś twardego, a raczej na kogoś.
- Wszystko w porządku? – usłyszała po angielsku, gdy czyjeś ramiona uchroniły ją przed upadkiem, a ona poczuła dziwny uścisk w żołądku. Spojrzała w górę i zobaczyła zielone tęczówki, chociaż o jeden odcień jaśniejsze niż te do których przywykła.
- Tak, chyba tak – odpowiedziała niepewnie i spojrzała na ręce siatkarza, które dalej ją trzymały.
- Przepraszam.
- To ja przepraszam. Musze patrzeć jak chodzę. – Mężczyzna miał już odejść, gdy zawołała za nim. – A mogę liczyć na mały wywiad? – spytała z uśmiechem, któremu nie oparłby się żaden mężczyzna.
- Jasne – zgodził się bez problemu.
- Arletta Mielewska – przedstawiła się i włączyła dyktafon.
- Matt Anderson – w zwyczaju miał przedstawiać się każdemu dziennikarzowi.
[...] przypadkowe spotkanie jest czymś najmniej przypadkowym w naszym życiu [...]. [6]
________________________
[1] Tłumaczenie:
Spokojnie
[2] Liber & Natalia Szroeder – „Porównania”
[3] Matt Haig
[4] Lekko to przyśpieszyłam.
[5] Vikas Swarup
[6] Julio
Cortazar
_________________________
Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo Arletta działa mi na nerwy. Jej zachowanie jest zupełnym przeciwieństwem mojego, ale chyba na tym też to polega: stworzyć postać, która będzie denerwować autorkę, bo przecież nie zawsze można kochać wszystkich.
Najbardziej lubię Kaję ;), bo chyba jest mi najbliższa pod względem zachowania.
A jakie są Wasze typy?
Jeszcze tylko jeden.
Lady Spark
Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo Arletta działa mi na nerwy. Jej zachowanie jest zupełnym przeciwieństwem mojego, ale chyba na tym też to polega: stworzyć postać, która będzie denerwować autorkę, bo przecież nie zawsze można kochać wszystkich.
Najbardziej lubię Kaję ;), bo chyba jest mi najbliższa pod względem zachowania.
A jakie są Wasze typy?
Jeszcze tylko jeden.
Lady Spark
Dlaczego nie mogłaś wrzucić tego Zbyszka do Modeny no! A nie, lepiej jakieś obściskiwanie z Mattem :P
OdpowiedzUsuńTak, Arleta strasznie mnie wkurzała w czasie, gdy trzymała wyjazd w tajemnicy przed Zbyszkiem. Na chwilę obecną trochę przeczy sama sobie. Czuje coś do niego, tęskni, a jednak nic nie zrobiła, żeby zmienić sytuację. Wolała go porzucić.
Z nich trzech chyba też najbardziej lubię Kaję ;) najbliższa tobie, najbliższa mi. W końcu jesteśmy grzecznymi, cichymi, pomocnymi dziewczynami ^^
Pozdrawiam
Jakie obściskiwanie?! Wpadł na nią! To jego wina!
UsuńNie tylko Ciebie denerwowała, ale mówię sukcesem jest stworzenie głównej postaci, która będzie Cię denerwować i nie zabicie jej w przypływie bezsilności ^^
Pozdrawiam :*
No wiecie Wy co! A przecież Arletta ze Zbyszkiem mieli tworzyć taką wspaniałą parę, a tutaj teraz wyskakuje sobie taki Matju jak Ivan z szafy! Ty widziałaś jak to się odbiło na Serbie i chcesz, żeby teraz jeszcze Anderson jakiś głupich głupotek narobił? Ale szkoda mi Zbyszka wiesz! Bo co on biedny może Arlecie zaproponować oprócz wycieraczki? Anderson to przynajmniej ma tam swoje metrowe szczęście kwadratowe w jakiś szafce, a Zbysiu co? Zbysiu nawet śpi przed drzwiami, a nie tak jak Metju za drzwiami! Zbysiu chodź... Możdżon uciekł do Turcji, to przynajmniej ja mogę mu teraz piwnice zaproponować!
OdpowiedzUsuńMi też najbardziej przypadła do gustu Kaja i jej i Miśkowi mocno kibicuję!
Buźka :*
Mieli, ale nie stworzą. Z jakiej szafy?! Wiesz co?! Kolejny nóż prosto w serce! Wyjdź!
Usuń