niedziela, 29 września 2013

Rozdział jedenasty - Dzieci

„Chcieć mieć razem dzieci i być razem, by je wychowywać, na tym naprawdę polega miłość. [4]”
30 listopad 2010 r.
            Możliwe, że życie Alicji byłoby dalej normalne, gdyby nie wyjechała na wakacje do Hiszpanii. Może nie miałaby problemu, o którym właśnie się dowiedziała. Gdy wychodziła z gabinetu lekarza czuła, że świat wali się jej na głowę. To miała być zwykła wizyta kontrolna, która miała ją utwierdzić w przekonaniu, że wszystko z jej ciałem jest w porządku. I nagle tak szybko wszystko się zmieniło. Teoretycznie wszystko było z nią dobrze, ale w praktyce los miał dla niej sporą niespodziankę. Nie tak wyobrażała sobie swoje życie. Wszystko miało wyglądać inaczej: miała skończyć studia, znaleźć pracę i dopiero wtedy myśleć o dzieciach i rodzinie. Jednak los napisał dla niej inny scenariusz. Właśnie wracała do domu, a w oczach miała łzy Przemiła pani doktor poinformowała ją, że jest w piątym tygodniu ciąży. Wskazywały na to wszelkie wyniki badań. Nie sądziła, że przelotna noc z Wierzbowskim będzie miała, aż tak poważne konsekwencje. Alicja zupełnie nie była gotowa do roli matki. Nie miała poczucia, że już musi mieć dziecko, że potrzebuje kogoś kto kochałby ją bezwarunkowo. Nie była w pełni odpowiedzialna zasiewie, a co dopiero za istotkę, która rozwijała się pod jej sercem. Jednak życie postanowiło spłatać jej paskudnego figla. Nie dość, że nie miała pracy to jeszcze ojciec dziecka był w związku z inną kobieta i nic nie wskazywało na to aby ten stan rzeczy miał ulec jakiejkolwiek zmianie. Krzysiek kochał Luizę i był gotowy nie powiedzieć jej prawdy. Alicja czuła, że jej sytuacja nie należy do łatwy i godnych pozazdroszczenia przez kogokolwiek.  
Niezrozumienie, uniesienie, gniew
Trudno poszukać tych najbardziej odpowiednich słów
Jesteśmy różni żeby dało się ułożyć wzór
Wspólny mianownik trzeba ustalić tu
I nie pomogą żadne dobre rady. [1]
            Idąc głośnymi i zatłoczonymi ulicami Warszawy próbowała jakoś zebrać swoje życie w całość. Nie miała jednak pomysłu jak wyjść z tej patowej sytuacji. Przyjaciółkom nie mogła powiedzieć. Najprawdopodobniej uparłby się, że o wszystkim należy powiedzieć Wierzbowskiemu i to od razu. A z całą pewnością namawiałaby ją do tego Kaja, która uważała, że tylko prawda jest w stanie zbawić świat. Z kolei Arleta poparłaby blondynkę, a to nie wróżyło niczego dobrego. Z drugiej strony rudowłosa już w głowię słyszała gadkę umoralniającą w wykonaniu Mielewskiej. Ala uważała, że takie zachowanie jej zupełnie nie pasuje. Sama od początku nie była fair w stosunku do Bartmana. Nie powiedziała mu od razu, że w połowie stycznia wylatuje do Modeny na semestr letni i tam będzie studiowała do końca roku akademickiego. Nie powiedziała mu również tego, że jeśli będzie miała dobrą średnią to uczelnia we Włoszech zobowiązała zostawić ją u siebie do końca trwania całego toku studiu licencjackich jak i magisterskich. Ukrywała to przed siatkarzem, bo bała się, że ten będzie namawiał ją do zostania w Polsce. To akurat byłoby zrozumiałe, bo przecież nie była mu obojętna. Alicję nie denerwowało tak bardzo to, że miała tajemnicę przed Zbyszkiem, ale to, że w pewnych sytuacjach była hipokrytką. Pouczała innych, ale sama swoich błędów i zachowań nie widziała. Wiedziała, że swojego stanu długo nie będzie mogła ukrywać. Co prawda nie musiała się o to martwić przynajmniej przez cztery miesiące. Problemem rudowłosej nie były tylko przyjaciółki, ale również rodzice panny Lipińskiej. O ojca, którego była ukochaną córeczką nie bała się tak jak o mamę. Kobieta bardzo dbała o opinię jaką miała u sąsiadów, a to znaczyło tyle, że nieplanowana ciąża Alicji i to z mężczyzną, który był już z inną kobietą w oczach matki było ujmą i rozczarowaniem.
Poezję pisze się łzami, powieść krwią, a historię rozczarowaniem. [2]
            Czuła, że to nie będzie łatwy czas w jej życiu, ale wiedziała, że będzie musiała sama dać sobie z tym radę.
Już teraz nikt nie pomoże nam
Naprawdę nikt, każdy liczy na siebie sam
Każdy zwykły dzień kolejna z prób i napiszemy w końcu własny wzór. [1]
***
- Jak tam? Mieszkanie znalezione? – spytała Arletę koleżanka z roku.
- W zasadzie tak – odpowiedziała jej szatynka z uśmiechem.
- Kurczę, strasznie ci zazdroszczę tej wymiany. I jeszcze ta możliwość przeniesienie się tam na stałe od września [3]. Mega ci zazdroszczę – powiedziała Lena.
- Dzięki, ale będę musiała mieć wysoką średnią żeby mnie chcieli od września
- Dasz radę – zapewniła ją Lena.
- Muszę. To jest dla mnie zbyt ważne – stwierdziła Arleta.
            Mielewska wszystko poświęciła temu wyjazdowi. Dosłownie wszystko. Każdy egzamin był zdawany właśnie z myślą o Modenie. Rodzina wspierała ją w tym celu. A już zwłaszcza brat. Studiowanie na zagranicznej uczelni było nie małym prestiżem. Wymagało od kandydata wiele zaparcia. Arleta języka włoskiego uczyła się od pięciu lat. Na studiach nauka odeszła w las, ale od czasu do czasu sięgała po jakieś ćwiczenia lub przeglądała włoskie strony internetowe. Do wyjazdu zostało bardzo mało czasu, a ona dalej nie powiedziała o niczym Zbyszkowi. Ich związek wstąpił w zupełnie nowy etap. Razem się w to zaangażowali i z każdym dniem zależało im na sobie coraz bardziej. Arleta tęskniła każdego dnia za Zbyszkiem. Stał się nieodłącznym elementem jej życia. Nie widywali się codziennie. Było to niemożliwe ze względu na treningi siatkarza jak i jego mecze. Często do siebie dzwonili. W zasadzie nie było szans żeby wyszli gdzieś, gdzie nie byliby rozpoznawani i nagle nie otaczał ich tłum kibiców i hotek. Ta druga grupa zdecydowanie nie darzyła sympatią Mielewskiej. Za każdym razem sztyletowana była wzrokiem. Ona z kolei odpowiadała uroczym uśmiechem i pytaniem czy może nie jest gdzieś rozmazana. Była wredna, ale taka taktyka zbijała panny z pantałyku i uciekały gdy tylko otrzymały autograf lub/i zdjęcie. Dlatego woleli nie wychodzić z domu. Zazwyczaj zaszywali się w mieszkaniu Bartmana i to on wcielał się w rolę kucharza i przygotowywał im obiady. Zazwyczaj była to kuchnia włoska, ale zdarzały się również dania z kuchni chińskiej. Nie czytali sobie w myślach, nie rozumieli się bez słów, często były między nimi nieporozumienia, ale to właśnie była miłość. O to chodziło właśnie w miłości – by być ze sobą wbrew wszystkiemu i na przekór losu. By się po prostu wspierać.
Stanie w kościele czy w urzędzie stanu cywilnego w wielkiej białej bezie i powtarzanie mnóstwa prawniczego bełkotu nic nie znaczy. Chcieć mieć razem dzieci i być razem, by je wychowywać, na tym naprawdę polega miłość. Do tego służy. [4]
            Wyszła z budynku wydziału i poprawiła kołnierz swojego fioletowego płaszcza. Powietrze było zimne. Dawało się wyczuć, że zima przyjdzie szybciej niż wszyscy się spodziewają. Arleta nienawidziła gdy nie tworzy szły jej biały puch. Wtedy świat miał więcej magii. Był po prostu piękniejszy.
- Arleta! – szatynka usłyszała jak ktoś ją woła.
            Spojrzała wprawo i zobaczyła swojego brata z Olą na rękach.
- Jurek, co ty tu robisz? – spytała, gdy podeszła do rodziny.
- Potrzebuje żebyś zajęła się Olą do jutra rana – powiedział od razu Mielewski.
- Och, nie krępuj się. No wyduś siebie o co chcesz mnie prosić – zironizowała Arleta. – Daj mi ją – powiedziała.
- Ratujesz mi życie. Wojciech się pochorował i muszę pędzić do Bełchatowa zastąpić go. Tu masz rzeczy małej – powiedział i wręczył jej torbę córki.
- A co z Agą? – spytała siostra.
- Nie oddam jej Oli. Nie po tym wszystkim.
- To jej matka – zauważyła Mielewska.
- To pomożesz mi czy nie? – spytał trochę za głośno Jerzy.
- Tak. Jedź już. Musisz ją odebrać jutro przed dziesiątą, bo ja o jedenastej mam ćwiczenia.
- Będę. Ola bądź grzeczna – powiedział i ucałował córkę w policzek.
            Jerzy odjechał, a Arleta została z dziewczynką. Kobieta miała dziś umówione spotkanie ze Zbyszkiem, ale nie mogła odmówić pomocy bratu. Ich rodzice mieszkali w Częstochowie i nie mogli zajmować się wnuczką gdy tylko zachodziła taka potrzeba. Mielewska postanowiła napisać do Bartmana wiadomość, że dzisiejsze spotkanie muszą przełożyć, bo ona ma pod opieką kilkuletnią dziewczynkę. Schowała telefon do torebki i poprawiła sobie na ramieniu torbę z rzeczami Oli.
- To co idziemy robić obiad? – spytała Arleta.
- Naleśniki – usłyszała w odpowiedzi.
- Dobra będą naleśniki.
            Ruszyły w stronę przystanku autobusowego. W kiosku po drodze kupiły bilet dla Oli. Dziewczynka dużo mówiła, a ciocia zastanawiała się jak ta mała istota daje sobie radę z tym, że jej rodzina się rozpada. Była jednak tą samą Olą jak zawsze czyli rozgadaną i pewną siebie małą damą. Arleta wiedziała, że ten stan rzeczy nie potrwa długo. W końcu zacznie do niej docierać, że mama nie jest jednak u dziadków i nie załatwia bardzo ważnych spraw. Zacznie rozumieć więcej, a to znaczy, że zacznie też zadawać całą masę trudnych pytań. W końcu dotarły do mieszkania dziewczyn z Częstochowy. Ledwo weszły do przedpokoju, a już słyszały radosne śmiechy.
- Chyba nie jesteśmy same – powiedziała Arleta do Oli.
            Z torby bratanicy wyjęła jej łapcie i włożyła je na nogi Oli. Torbę odstawiła pod ścianę tak żeby nikt się o nią nie przewrócił. W kuchni zastały Kaję i Michała, którzy próbowali zjeść sałatkę, ale zupełni im nie wychodziło wzajemne karmienie się.
- A ty Misiek nie powinieneś być na treningu? – spytała Mielewska sadzając Olę na krześle przy stole.
- Od rana miałem trochę spraw do załatwienia na mieście i dostałem wolne – powiedział i zwrócił się w stronę Kai aby wziąć kawałek pomidora, ale ręka dziewczyny nagle zadrżała i warzywo wylądowało na nosie przyjmującego.
- Mama wam nie mówiła, że nie wolno bawić się jedzeniem? – spytała szatynka gdy skończyła się śmiać.
-Pewnie nie słuchali mamy – stwierdziła Ola nim Kaja i Michał zdążyli cokolwiek powiedzieć.
- O wcale nie prawda. Słuchałem mamy – zaprzeczył Kubiak.
- Jasne – powiedziała Ola.
- O ty mała mądrala – powiedział Michał i ruszył w stronę dziewczynki i zaczął ją łaskotać. Po kuchni rozniósł się wesoły śmiech Aleksandry.
- Doooooość! – wołała i śmiała się jednocześnie.
- To dopiero początek – zawyrokował Kubiak i porwał dziewczynkę do salonu.
- Kaja czy mogłabyś przypilnowałaby twój wielkolud nie zgniótł mi bratanicy? – spytała Arleta przyjaciółkę.
- Tylko nie wielkolud! – usłyszały z pokoju głos Michała, który udawał jakiegoś stwora.
- Jak dziecko – stwierdziła blondynka. – Co będziesz robiła?
- Naleśniki. Mała coś musi zjeść.
- Rozmawiałaś ze Zbyszkiem?
- Codziennie z nim rozmawiam – odpowiedziała Arleta.
- Ale powiedziałaś mu?
- Czy możecie razem z Alą nie wtrącać się w to? Powiem jak będę uważała to za słuszne – powiedziała oburzona dziewczyna.
- Ale…
- Koniec tematu – powiedziała Arleta i poszła otworzyć drzwi, bo ktoś usilnie próbował się do nich dobić. – Zbyszek? – spytała zdziwiona.
- Co tak zdziwiona? Byliśmy na dziś umówieni – powiedział Bartman.
- Ale ja do jutra jestem nianią.
- A ja mogę być panem nianiem – rzekł.
- Kim? – spytała Arleta ze śmiechem.
- Och, cicho bądź – powiedział i zamknął jej usta pocałunkiem.
             Jego usta były gorące i twarde. Na twarzy miał lekki zarost, którymi kuł Mielewską. Uwielbiała gdy ją całował. Byłą wtedy w siódmym niebie. Świat wtedy dla niej nie istniał. W jej brzuchy do życia podrywało się stado tak zwanych motyli. To były magiczne chwile, które chciał, żeby trwały wiecznie.
Potrzebujesz tego, to pewne
Otrzymujesz, ale zawsze chcesz więcej
Przyjmij za oczywiste to życie i to co jeszcze przed tobą
Bo nadchodzi dzień
Dzień jest blisko
Wiesz co mam na myśli
Nadchodzi dzień
Droga wolna. [5]
[1]  Sylwia Grzeszczak – “Własny Wzór”
[2] Carlos Ruíz Zafón
[3] W realnym świecie taka wymiana nie jest możliwa, ale przecież to fikcja, więc na potrzeby tego opowiadania jest to możliwe.
[4] Ella Griffin

[5] My Morning Jacket – “The Day Is Coming”
***
Ufffff.... 
Udało się. 
Rozdział miał być wcześniej, ale miałam niezapowiedzianą wizytę w szpitalu, dlatego jest mało obsunięcie. 
Cóż jest to rozdział przejściowy. W następny skomplikuję trochę życia Kubiakowi i podtrzymam sielankę u głównej pary. To taki spoiler.  
Wiecie co? Kompletnie nie miałam ochoty dodawać tego rozdziału. Siatkarze nie polecieli do Danii. Nie zabieram im ducha walki, bo walczyli z Bułgarią. Ja odnoszę wrażenie, że coś zepsuło się na linii Andrea Anastasi - Zawodnicy. Coś między nimi się popsuło i nie można tego naprawić. Jak na szpilkach czekam na decyzję PZPS-u co dalej z AA, ale ja jestem zdania, że powinien zostać. Za nie cały rok MŚ u nas i nie ma czasu na jakiekolwiek tak drastyczne zmiany. Ostatnio wyszło nam to na dobrze, ale co mieliśmy do stracenia? Nic. Wierzę w chłopaków, wierzę w Anastasiego, wierzę w drużynę. Dadzą radę, żeby za rok dać nam radość na Mistrzostwach w Polsce. 
Tyle mojego dziennikarskiego bełkotu. Musiałam się gdzieś uzewnętrznić skoro już nie piszę dla żadnego portalu. 
Planuję zmianę szablonu. Co myślicie o kolorze zielonym? 
Pozdrawiam, Lady Spark. 


PS  Przy okazji zapraszam TU
Gdzie pojawili się bohaterowie. Czekam na Wasze opinie dotyczące mojego pomysłu. 

Całuję, LS 

5 komentarzy:

  1. Arleta kręci bat na samą siebie nie będąc szczerą wobec Zbyszka. Będzie draka jak nic jak on się dowie i poczuje się oszukany!!
    Alicja nie ma prawa ukrywać ciąży przed Wierzbowskim! Bez względu na to jak by to miało wyglądać on musi o tym wiedzieć. Może on nie zechce być ojcem ale ma prawo wiedzieć, bo tutaj nie chodzi po Alę i Krzyśka ale o dziecko, które kiedyś o ojca zapyta. Co wtedy Ala by mu powiedziała?? Tatuś cię nie chciał, czy tatuś o Tb nie wie. Dziecko znienawidzi bardzo szybko!

    OdpowiedzUsuń
  2. Można było się tego spodziewać że ta jedno nocna przygoda z Krzyśkiem skończy się dla Ali czymś takim, dlatego zawsze przerażały mnie przygody na jedną noc. Dobrym doradcą w takich sprawach nigdy nie byłam, raczej jestem zdania że matka dziecka powinna zrobić to co uważa za słuszne siebie. Tyle tylko że to co teraz wydaje jej się prawidłowe za kilak lat może przestać takie być i co wtedy stanie w drzwiach Wierzby z kilkuletnim maluchem i powie mu: Hej to nasze dziecko. W tej sprawie nie ma łatwych decyzji, każda wywróci życie tej dwójki do góry nogami. Arlecie za to wydaje się że postępuje słusznie, odkłada wiadomość o wyjeździe na później. a im dłużnej będzie zwlekać tym Zbyszek będzie miał do niej większy żal. Powinna mu o tym powiedzieć już na początku ich znajomości. ja wiem że nie chce psuć magi jaka jest miedzy nimi ,a może nawet obiecującego związku, ale zatajaniem prawdy może przekreślić to na zawsze

    OdpowiedzUsuń
  3. Dużo się dzieje, tym bardziej zaskakujących rzeczy. Alicja nie powinna ukrywać prawdy przed Wierzbowskim, tak samo jak Arleta nie powinna ukrywać prawdy o wyjeździe przed Zbyszkiem. To do niczego dobrego nie prowadzi, ale zapewne obydwie zrozumieją to dopiero później.

    OdpowiedzUsuń
  4. Buuu, Miś nie zasługuje na komplikacje ;) Proszę nie torturuj go za bardzo :D
    A "Czas Honoru" uwielbiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Arleta ze swoimi umiejętnościami dążenia do obranego przez siebie celu oraz ambicjami, zeby je osiągnąć kogoś mi przypomina wiesz? :D I Ty już doskonale wiesz kogo :) Ale podobnie jak dziewczyny uważam, że powinna jak najszybciej powiedzieć Zbyszkowi na czym stoi. Chłopak się zaangażował, ona oczywiście też, a tu niebawem się okaże, że odległość może się okazać dla nich nie do przejścia. Ala też powinna powiedzieć wszystko przyjaciółkom i Krzyśkowi, on musi wiedzieć. No, ale gwiazdą tego odcinka jest Ola :D Urzekła mnie po całości. :)

    Anastasi zostaje, musi zostać!

    A co do wojennego opowiadania - wiesz, że Cię za nie uwielbiam! :*

    OdpowiedzUsuń

Szablon wykonany przez Lady Spark